WESELE NAD JEZIOREM
Filet & Gruz
WESELE NAD JEZIOREM
Wesele nad jeziorem to… Ale dobra, od początku. Pierwszy mail. Już wiemy. Wiemy, że to będzie coś więcej, niż “po prostu” wesele na Mazurach. Zacznijmy od tego, że zawsze, ale to zawsze, kiedy piszą do nas inni fotografowie to czujemy jednocześnie mega podekscytowanie, ale niemal taki sam… stres. Trochę nie dowierzamy, trochę czujemy się wyróżnieni. Wiemy za to na pewno, że każda współpraca z fotografami po drugiej stronie aparatu to coś absolutnie czadowego. Wesele nad jeziorem, które zaplanowali Gaba i Paweł (czyli Filet i Gruz;)) było nie tylko imprezą/ To było jak kolonie na Mazurach.
Gaba i Paweł są fotografami. I to nie jakimikolwiek fotografami, tylko szalenie utalentowanymi. Mają wspaniałą estetykę i wyczucie, a do tego ogarniają w analogi (ale ogarniają tak, że nawet można wpaść do nich na warsztaty!). Poza tym są mega pozytywnymi ludźmi z którymi nie sposób się cały czas nie uśmiechać. Otaczają ich sami fajni ludzie. Pozytywną energię tego dnia czerpaliśmy garściami i ładowała nam baterie jeszcze dłuuuugo potem.
ŚLUB NA MAZURACH
Przyjechaliśmy dzień wcześniej. Powitał nas zachód słońca nad taflą jeziora i zimne proseczko. Mnóstwo uśmiechniętych ludzi, otwartych na rozmowy. Od razu pomyśleliśmy, że “jesteśmy u siebie”. Stres, który zawsze pomimo wszystko nam towarzyszy szybko się ulotnił zostawiając miejsce na czystą radość bycia. Nie mogliśmy się doczekać następnego dnia i robienia zdjęć w tak wspaniałych okolicznościach.
Wesele nad jeziorem zaczęło się późnym popołudniem. Jednak zanim o imprezie to… Musimy opowiedzieć o początku dnia. Śniadanie w oldschoolowej stołówce z paniami na kuchni jak z naszych przedszkolnych lat (’90 vibe, of course!). Herbata w szklanym kubku, cerata na stole, zapach domowej jajecznicy. Potem ruszamy na przygotowania, a w zasadzie na absolutnie slow poranek, gdzie znalazł się czas i na grilla, i na pływanie w jeziorze. Dookoła urocze, drewniane domki letniskowe. Tam też Gaba i Paweł ogarniają się w swoje super wdzianka.
W zasadzie to… chyba nie piszemy nic więcej. Zdjęcia mówią za nas. Kolejne zdania są zbędne. Jako ciekawostkę powiemy Wam tylko, że zrobiliśmy tego dnia aż cztery mini sesje. Byłaby nawet piąta, ale Gaba i Paweł już mieli dość (ups, nie chcieliśmy Was zamęczyć!). Smuteczek, ale uszanowanko, wiadomo. Było pięknie no, co tu dużo mówić!
Było to już sporo lat temu, ale niezmiennie lubimy wracać do tego dnia.